Jako że onibusek trochę mnie sprowokował do wyciągnięcia paru spraw na wierzch to ciut musnę temat.
Na początek jednak opowiastka :).
Jakoś pewien czas temu pewien znany pisarz był przypadkiem w Ludwikowicach, przypadkiem przyjechała tam też ekipa TV1, przypadkiem pomagała mu pewna znana grupa eksploracyjna, no i jak to nieraz bywa przypadkiem przyjechało tam paru ludzi między innymi i ja ....odrabiając niejako naszemu koledze wiertaczowi czas oraz pieniądze jakie nam poświęcił ( wielki ukłon dla Darka który teraz wierci Książ, życzę oby w końcu wpadł z wiertnicą do środka :) ).
Już na wstępie znany wszystkim Pan "autorytet wszelaki" zastrzegł sobie że mamy się broń Boże nie wypowiadać i trzymać się z dala od TV, gdyż to znanego Pana temat, a my że tak powiem "wrogi element". Jako że byliśmy przygotowani i nastawieni turystycznie i robiliśmy Darkowi za pomocników oraz catering to "riko" jak zwykle miał swój kociołek prezesa :-), który szybko trafił nad ognisko.
"riko" i kociołek prezesa :-)
W między czasie reżyser i "sławny Pan" działali w głębi obiektu, reżyser reżyserował, a Pan zmieniał koncepcję działań co pięć minut podobnie jak w filmie "Miś" :).
W tym momencie chciałbym nadmienić że kociołek "riko" to nie byle co ....to są własne kartofelki, warzywka świeżo kopane, boczuś , wszystko świetnie przyprawione, a i kociołek zakręcany, tak że nad ogniskiem stała tajna broń prezia gotowa do akcji :-).
No i nadszedł w końcu moment kulminacyjny, "riko " otworzył kociołek , po okolicy wraz z dymem świerkowym rozszedł się zapach potrawy . Po czym szybko pojawili się ridiger co Darkowi wodę do wiertnicy pompował oraz Darek :), a po nich kamerzysta zostawiając na pastwę dzieci z Ludwikowic kamerę :), oraz sam reżyser :-).
Podczas konsumpcji zeszło na temat prowadzonych robót i tu się okazało że tak w zasadzie to nie ma żadnej myśli przewodniej w temacie prowadzonych prac.
Lecz do czego zmierzam .. ano do tego że reżyser pytał nas o zdanie na temat prowadzonych wierceń , lecz niestety jako ludzie od pompowania wody oraz cateringu, pomni słów "autorytetu wszelakiego" uparcie powtarzaliśmy, że zdania nie mamy i nic powiedzieć nie możemy, bo my tylko niekumate chłopki od kociołka.
Po skonsumowaniu dokładki, TV wraz z "autorytetem wszelakim" pojechało dalej zgłębiać tajemnice Ludwikowic , a my umywszy kociołek zrobiliśmy sobie kawę, przy tych to czynnościach dołączył do nas znajomy górnik z byłego Piasta który często spaceruje z pieskiem. Podczas picia porannej kawy opowiedział nam historię obiektu, co gdzie było, i po co, oraz co było kiedyś a co już zniknęło i wyjaśniało funkcję badanego obiektu, więc tak nie ruszając się od kociołka dowiedzieliśmy się, co po co i dlaczego tak. Po wysłuchaniu naszego znajomego ruszyliśmy śladem ekipy i dotarliśmy w pobliże "Muchołapki" gdzie "autorytet wszelaki" drapiąc się w głowę myślał nad koncepcją, a TV pakowała już sprzęt.
Morał z tego taki, że nieraz nie opłaca się być "autorytetem wszelakim" i nic się nie dowiedzieć oraz nie zjeść dania z kociołka :).
Co ciekawsze, nie wiem na ile to prawda ale krąży taka ostatnio wieść że "autorytet wszelaki" podobno mówi na lokalnych poszukiwaczy że całe środowisko to padalce czy jakoś tak :). Pewnikiem za to że nie dostał smacznego żarełka :-).
Był też element horroru.
Klapnąłem na kamieniu przy "Muchołapce" aby oddać się nałogowi oraz obserwacjom pakującej się ekipy TV, a tu nagle spod ziemi pod nogami wynurza się jakaś poczwara straszliwa wyglądająca jak glut z powieści H.Lovecrafta , o mało nie dopadł mnie zawał , luknąłem na to ze strachem w oczach ... lecz to coś ma jakieś człowiecze ruchy więc pytam na wszelki wypadek...... i jak ? a glut na to k....wa .... wyj.........łem się w tym pier....nym kanale :-) , po czym wygramolił się z dziury na zewnątrz i roztaczając niesamowity odór oddalił się kurcgalopkiem zapewne badać następny jakowyś kanał "Muchołapkowy" :-). Wtedy to widziałem te indywiduum po raz pierwszy, potem zaczęły być rozpowszechniane opowieści o cuchnących dziwadłach wychodzących z podziemnych kanałów :-). Ot taka historyjka z Ludwikowickiego lasu :)
Ale do rzeczy, miałem kiedyś taką myśl aby nie skupiać się na jednym miejscu lecz trochę pojeździć po kraju i za granicę aby wyłapać pewien schemat, bo jak wiadomo są jakieś schematy budowlane, normy oraz powtarzające się elementy. Myślę że znalazłem dwa takie same powtarzające się elementy jeden w Ludwikowicach a drugi gdzie indziej, co ciekawsze w tym gdzie indziej coś mnie podkusiło zrobić zdjęcie więc je wstawię poniżej
Ludwikowice
Gdzie indziej.
Gdzie indziej, po wsadzeniu nosa okazało się że pod spodem jest pomieszczenie.
Popełniłem ten tekst dla tego, iż oglądając dzisiaj zdjęcia onibuska w jego galerii przypomniałem sobie akcję "autorytetu wszelakiego" oraz obiekt jego badań, po cofnięciu się pamięcią wstecz stwierdziłem że byłem już w obiekcie podobnie wykonanym jak w Ludwikowicach, obydwa obiekty usytuowano przy drodze, mają podobne wykonanie i prawdopodobnie miały takie samo przeznaczenie, czyli jest jakiś schemat.
można prosić o linka do omnibuska
OdpowiedzUsuńonib , a nie omnib to raz , a dwa link :)
Usuńwww.eros.net.pl
Omnibus - człowiek wszystkowiedzący, a że m niedaleko n tak wyszło ;)
UsuńWitaj.
OdpowiedzUsuńDotknąłeś bardzo istotnego tematu, który można rozwijać ale postaram się tak w telegraficznym skrócie. Schematyczność była wręcz obowiązkowa. Przy tej okazji rzadko poruszany temat, który ma wpływ np. na niezidentyfikowane obozy nie będące w żadnych wykazach po których pozostały jakieś ślady o których mówią miejscowi a milczą dokumenty, a co było powodem otóż ta właśnie schematyczność i centralne zarządzanie. Obiekty na terenie Gór Sowich były budowane przez różne firmy budowlane, które otrzymywały do wykonania określone zakresy robót, nigdy nie w całości. Firmy te otrzymywały z centrum plany określonego odcinka i normy jakie mają być spełnione. Wiadomo było, że nie spełnienie określonych przez dokumentację norm groziło kulką w łeb ale co najistotniejsze te firmy czy też małe firemki miały możliwość oprócz wsparcia RAD, zatrudniania jeńców w celu wykonania określonego zadania, na początku zamiast jeńców wykorzystywano niewygodnych politycznie, stąd powstawały obozy o których mało co wiemy a które w oficjalnych dokumentach nie istnieją. To wykorzystywanie niewygodnych politycznie moim zdaniem nie jest wymysłem nazistów tak jak obozy czy krematoria to raczej wynik współpracy z ZSRR i wpływy czy też zauroczenie "Krwawym Karłem", wiem, że jest to teoria dość karkołomna ale potwierdza to historia....
To co powyżej napisałem potwierdzają pozostałe do dziś obiekty na których wyraźnie widać różne sposoby budowania i ślady po obozach które były a których nie było.
Na pierwszym Twoim zdjęciu z Ludwikowic jest uchwyt do słupów siatek maskujących, dużo tego w Ludwikowicach, obiekty były w sposób perfekcyjny maskowane, do dziś pozostały betonowe bloki z uchatymi na maszty siatek i pełno tych uchwytów wokół ważniejszych budynków, ten schemat powtarzany był w większości obiektów.
O powtarzalności słów kilka.... Mój ojciec jako inżynier geodeta w latach 80-90 był na kontrakcie bodajże w Stuttgarcie , obsługiwał budowę hotelu , do tego wspomagał jakieś pomniejsze inwestycie gdzie stawiali baraki gospodarcze . Będąc kiedyś ze mną i bratem w Oświęcimiu-Brzezince zwiedzając baraki zauważył, że dokładnie wymiarami zgodne są z obiektami jakie stawiał w latach 80-90 . Oczywiście przeznaczenie ich było typowo jako budynki gospodarcze, lecz schemat pozostał . Pamiętam,że wspominał iż nawet wejścia ,ściany nośne i klatka schodowa są w tym samym miejscu . Jako geodeta wytyczajacy projekt w terenie i robiący pomiar powykonawczy takich samych o iluś tam obiektów wzrokowo wymiary i usytuowanie elementów konstrukcyjnych potrafił odtworzyć z pamięci .
OdpowiedzUsuńDokładnie, mieli unifikację, posiadam zdjęcia wlotów tuneli podczas budowy w czasie wojny, wszędzie ten sam układ i schemat. Co do tych baraków....pod Stuttgartem w Schwalbach wybudowano w latach 80 takie osiedle dla azylantów , taki sam barak pozostał po wojnie w Ravensburg, ten sam układ ten sam projekt. Takie same stoją do dziś w Głuszycy.
OdpowiedzUsuńKilka ostało się na terenie Zielonej Góry , w jednym z nich miała siedzibę szkoła tańca "Gracja" na ul. Wyspiańskiego, kiedy spalił się zbierając złom znaleźliśmy w zgliszczach Parabelkę, kabura nadpalona, ale Luger jak ta lala...
OdpowiedzUsuńKolejne baraki stoją na ul.Botanicznej i mieści się w nich Wojewódzki Ośrodek Dokształcania Zawodowego , sporadycznie miałem w tych barakach matematykę jak chodziłem do Technikum Budowlanego . Wczoraj byłem w Głuszycy u Luposa i podobne baraki macie zaraz obok głównej drogi.