Wstałem raniutko, słońca brak, wieje lekki wiaterek, więc krótki rzut oka na mapy pakowanie manatek i wyjazd.
Wypad samodzielny, ponieważ ludzie pracy odpoczywają gdzieś tam w Pieninach, inni pakują już walizki do jakiejś Gruzji, jeszcze inni w środku tygodnia w pracy, więc czas na samotny rekonesans miejscówek wskazany.
Klima wyłączona, uchylone okno daje radę :-). Zajechałem na wytypowane poletko w środku wsi przy szlaku solnym.
Diabła ustawiłem na maxa i czeszę pole, wiaterek miło dmucha chmurki jakieś takie ciemnawe, zaszła we mnie jak się potem okazało nieuzasadniona obawa, że zbiera się na burzę i długo nie zabawię.
Moje przypuszczenia co do pola okazały się wyjątkowo błędne, brak sygnałów, nawet król polmos IV pojawiał się sporadycznie, wyszedł jakiś jeden guzik, a rżysko nie ciekawe do chodzenia więc po jakiejś godzinie dałem sobie spokój.
Pakowanie manatek i jadę dalej.
Następne skrzyżowanie dróg, znów rżysko, na zaoranym polu już widzę jakieś ziemniaki, nie wiem czy posadzone czy zebrane więc się nie pcham co by z widłami nie wrócić
( niemożliwym jest jechać autem mając widły w plecach :-) ).
Pole czyste nic przez pół godziny, same kolorowe jarmarki i koguciki na druciku.
Jadę dalej na bardziej obiecujące miejsce gdzie ostatnio trochę rzeczy wyszło :).
Tak kurna, naznajdywałem w tym przydrożnym pasie pola po jednej i drugiej stronie drogi wypadające z kieszeni rowerzystom moniaki :-).
W którymś momencie dołączyły do poszukiwań dzieci które przejeżdżały na rowerach.
Mogłem wtedy usiąść w cieniu drzewa zapalić ulubioną fajkę i obserwować gorączkę złota, oraz unoszący się pył podczas kopania i zabawy uradowanych dzieciaków :).
Popykawszy zabrałem się znów za czesanie pola.
Wylazłem teraz z przydrożnego pasa gdzie drzewa dawały cień na środek pola, i tu mnie zaczęło z lekka porażać.
Nawet nie zauważyłem jak się zaczął armagedon, najpierw raz słońce raz chmurki, a potem nagle "Afryka dzika", pot zaczął zalewać oczy.
Solfernus też się zbuntował i znów z wyśrubowanych nastaw musiałem zejść na średnie, co sbsolutnie nie przeszkadzało mu znaleźć tej maciupeńkiej szajbki na jakiś 10 cm, co się tej drobinki naszukałem po wykopaniu w tej słomie, to wiem tylko ja :-).
Nie powiem że te przesterowanie diabła mnie z lekka nie zdenerwowało, bo pole było wcześniej czesane AT pro i dwoma Whitesami przez "amatorów" z 30 letnim doświadczeniem, więc chciałem powoli głęboko i dokładnie przeszukać te pola.
Lecz kiedy dotknąłem ręką obudowy elektroniki, to zrozumiałem że nie mam co się zżymać na te średnie nastawy diabła, bo pod obudową mogło być i z 50 stopni C, z zewnątrz po prostu parzyła :(.
Diabeł na średnich nastawach gdzieś na głębokości pół sztycha pokazał mi jeszcze tą francuską drobinkę.
Ale że wtedy chodziliśmy całą ferajną po zaoranym, a teraz chodziłem po rżysku, więc i cewkę musiałem trzymać około 10 cm wyżej.
Stwierdziłem więc że czas się zbierać, bo raz że zaraz dostanę jakiegoś udaru, a dwa że w tych warunkach nie przeskoczę zasięgów Whitesów z cewkami ponad 30cm, które wtedy mogli prowadzić przy samej ziemi.
A pole to robił również AT pro
i ACE 250, (o Ace 250 się nie martwiłem bo zbierał wszystko z wierzchu choć przy tej różnicy w wysokości prowadzenia cewki i średnich nastawach diabła to kto wie co on tam widział :-) , lecz AT pro to poważny konkurent :) ).
Poczłapałem więc oblany potem do samochodu, z kołaczącą się w podświadomości myślą " włączyć klimę, włączyć klimę ", "zimny prysznic" :-).
Odjazd z poszukiwań, termometr zewnętrzny w aucie pokazywał przy asfalcie + 47 C :). Diabeł V 2,6 dał radę w warunkach Afrykańskich, można go śmiało eksportować na Czarny Ląd, lecz wpierw trzeba by go przemalować na biało :-)
Tu kolega robi Garrettem podobne rżyska, ale twierdzi że jest tylko +25 C. bo zaczął wczesnym rankiem :-).
https://www.youtube.com/watch?v=uBI5OWUoWMQ
A tu kolega ma dużo samozaparcia :) :
https://www.youtube.com/watch?v=kc6fvzoOAwM
P.S.
Są też u nas rzeczy których nawet najlepszym wykrywaczem się nie wykryje :
https://www.youtube.com/watch?v=iRtwYgiTlWo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz